+ 48 12 252 09 10 infolinia@wygodaactive.pl
+ 48 12 252 09 10 infolinia@wygodaactive.pl

Poznaj Komandora naszych rodzinnych wypraw żeglarskich

Tomasz Ilnicki

Historia mojej morskiej i żeglarskiej przygody

Wszystko zaczęło się jeszcze w klasie czwartej szkoły powszechnej. Kiedyś było coś takiego jak „klasy wyrównawcze”. Nieważne w której klasie „utknął” kandydat na „absolwenta” podstawówki, mógł skończyć wszystkie brakujące klasy w jednym roku. Moja mama w tej szkole uczyła matematyki, która, w większości przypadków, była przyczyną owego „utknięcia”, więc jak tym „utkniętym nieszczęśliwcom” kazałem zdjąć drzwi ze szkoły, a były duże, poniemieckie, i zwodować na rzeczce dla realizacji planu spływu Odrą do Szczecina to tak zrobili. Skandal był duży. Ja, dotrzymując słowa wszystkim swoim „protegowanym”, tak poprawiałem klasówki, żeby było „fajnie”. Taki był początek mojego pływania. Drzwi ze mną na wierzchu nie popłynęły zbyt daleko, stanęły na pierwszym mostku, niestety zbyt wąskim dla mojej „tratwy”.

Szkoła średnia to pływanie regatowe, najpierw „Fin”, a później ukochana regatówka „470”-ka. 

Zabawa zaczyna się przy zwrocie przez sztag, szybciuteńko bowiem trzeba wypiąć się z jednej trapezowej topenanty, schylić się żeby nie dostać bomem po głowie i wpiąć w drugą (jak się przypatrzycie obie trapezowe topenanty widać na fotografii), i myk za burtę. Niestety, jak się nie zdąży wpiąć, to trapezowy w wodzie, a jacht robi fikołka. Zabawa, że hej! Jak Wam ktoś powie, że nie fiknął „kogutka” na  „470” to śmiało możecie mu powiedzieć, że chyba nie mówi całej prawdy.

Potem Akademia Marynarki Wojennej w Gdyni. Pięć lat studiowania, pływania w dalekich rejsach: Murmańsk, Wyspy Owcze, Baleary na Morzu Śródziemnym. Na miejscu, w Gdyni ,wszystkie wolne weekendy na jachtach w „Kotwicy” Jachtklubie Marynarki Wojennej. Regaty po Zatoce Gdańskiej, Błękitne Wstęgi Bałtyku, regaty o puchar Dowódcy Marynarki Wojennej z Gdyni do Świnoujścia i z powrotem. Po skończeniu studiów, okręty desantowe. Byłem dowódcą takiego okrętu, „tylko” 73 metry długości, 42 oficerów, podoficerów i marynarzy. Dalej Polska Żegluga Morska w Szczecinie. Moje ulubione linie to Ameryka Południowa, Argentyna, Brazylia.

Na środku Atlantyku jest niezwykle spokojnie, nic się nie dzieje, równikowy pas ciszy, żadnych sztormów i zero zachmurzenia. 26 dni trwa rejs z Europy do Montevideo. Ile książek można przeczytać, ile nacieszyć się czystym powietrzem i krystalicznie czystą, przepięknie błękitną wodą.

Tomasz Ilnicki

Droga awansowa na statkach nie jest krótka i prosta. Od trzeciego oficera, który ma pod sobą środki ratunkowe, przez drugiego, jego są mapy i pomoce nawigacyjne, pierwszego zwanego oficerem ładunkowym, do kapitana który czuwa nad całością.

Największy „mój” statek na którym byłem w rejsie do Argentyny, 64 tysiące ton nośności, to „Huta Katowice”. 232 metry długości, 32 szerokości i prawie 14 metrów zanurzenia.

Wierzcie mi to robi wrażenie, żeby zawrócić potrzeba 3 kilometry wolnego miejsca na wodzie. To oczywiście największy mój statek.

Bardzo dobrze wspominam i inne, szczególnie tak zwane „jeziorowce”, 24 tysiące ton, maksymalne, które mieszczą się w śluzach amerykańskich Wielkich Jezior. Śluz jest całkiem sporo, 7 na odcinku Montreal – jezioro Ontario, 8 na kanale wellandzkim między jeziorami Ontario i Erie i 4 na rzece St. Marys między jeziorem Górnym a jeziorem Huron.

Śluzy na Wellandzie śluzują statek na ponad 99 metry. Tyle wynosi wysokość Wodospadu Niagara, te śluzy są właśnie po to, żeby ten wodospad ominąć.

Dalej już tylko jachty. W 1999 roku na jachcie „Tornado” wygraliśmy wraz z załogą w swojej klasie regaty „Cutty Sark Tall Ships Races”, z Saint Malo do Greenock, dalej do Lerwick i Aalborga. W klasie pełnorejowców, wygrała wtedy nasza „Pogoria”.

Można spytać: Czy pływanie na jachtach jest trudne?

Tu nie ma prostej odpowiedzi. Pływanie, zwłaszcza na morzu, gdzie jest sporo otwartej wody, to 70% mniej lub bardziej leniwego uczestnictwa, 20% pracy, trzeba mieć praktykę i sporo umieć, 8% bardzo ciężkiej roboty i 2% paniki. Wtedy przydaje się kapitan.

Szczególnie potrzebny, gdy większa część załogi po 2-3 dniach ciężkiego sztormu, „umiera”, pogodzona z własnym losem. Kapitan z resztą ocalonych staje za sterem i może stać tak dwa, trzy dni, póki pogoda się nie poprawi, a załoga nie wróci do żywych. Taka jest jego rola. Uwierzcie mi, cała radocha z pływania to właśnie te 8% plus jeszcze 2%. To o tym się opowiada w tawernach na całym świecie.

Anglicy używają pojęcia „super kapitan”.

No to macie takiego i zaprasza Was na przygodę z żaglami.

Trochę popływamy, trochę się pośmiejemy, trochę nauczymy, ale wszystko bez specjalnego zadęcia.

Pamiętajcie, pływanie uczy pokory, przyjaźni, kolektywnego osiągania celów, a „kapitańska pierdoła” przydaje się wtedy, gdy wszyscy opuszczają ręce.

Do zobaczenia.

Zobacz oferty wyjazdów